Kiedy się zakochujesz, musisz być przygotowany
na cierpienie. Musisz brać pod uwagę to, że osoba, którą obdarzyłeś uczuciem,
nie odwzajemni go. Musisz też przyjąć inny punkt widzenia – że ten ktoś również
cię pokocha. I co wtedy? Wtedy się troszczysz, angażujesz. A to sprawia, że się
uzależniasz od tej osoby. To sprawia, że nie myślisz o niczym innym, miłość ma
cię w swoich szponach. To niebezpieczne, ale jeśli ktoś się o ciebie troszczy,
to nie masz się czego obawiać.
A Ginny miała.
Nikt się o nią nie troszczył. Co
z tego, że miała Deana? Czy to, co do niego czuła, to była już miłość czy może
jeszcze nie? Nie była nawet pewna, czy Dean traktuję ją poważnie. Przecież tak
naprawdę go nie znała. Owszem, pochlebiało jej, że ktoś się nią zainteresował,
ale nie mogła rzucić mu się od razu w ramiona. Nie była naiwna.
A może tylko jej się tak
wydawało?
Ginny przetrwała pierwszy
tydzień szkoły, uciekając od myśli o Tomie i od Deana. Co więcej, czuła się
tak, jakby ktoś ją obserwował. A może to tylko jej wyobraźnia? Może zbyt mocno
przejęła się słowami Dumbledore’a?
Nie zbliżała się do łazienki
Jęczącej Marty, starała się omijać nawet to piętro. Kiedy miała lekcje w
pobliżu, nie patrzyła w tamtym kierunku. Chociaż myślała, że dobrze gra swoją
rolę, to Charlotte wyprowadziła ją z błędu. Zapytała, czemu Ginny jest tak
spięta. Panna Weasley speszyła się wtedy i odpowiedziała, że martwi się o
tegoroczne SUM-y. Nie była pewna, czy przyjaciółka jej uwierzyła, ale na razie
to musiało jej wystarczyć. Bo przecież nie powie Char o tym, że szuka sposobu,
by wrócić do Toma.
Faktycznie, nauczyciele już na
pierwszych lekcjach zapowiedzieli, że będzie ciężko. Uczniowie niespecjalnie im
wierzyli, biorąc pod uwagę ostatnie lata nauki. Jednak już po pierwszych
zajęciach młodzi czarodzieje byli pewni, że bez sumiennej nauki się nie
obejdzie.
Ginny nie zaprzątała sobie głowy
testami ani lekcjami. Zawsze była dość zdolna i potrzebne informacje szybko
wchodziły jej do głowy, jeśli tylko odpowiednio się przyłożyła. Teraz jednak
nie miała serca, by się uczyć. Spędzała długie godziny w szkolnej bibliotece,
studiując księgi o Zmieniaczach Czasu.
Pewne piątkowe popołudnie
spędzała właśnie w bibliotece. Poczuła na sobie czyjś wzrok. Podniosła głowę i
rozejrzała się po czytelni. Siedziała sama przy stoliku, obok niej czwórka
Puchonów z trzeciej klasy odrabiała zadania domowe, dalej kilka Krukonek
rozmawiało o najprzystojniejszych chłopcach z Hogwartu, a Ślizgoni z siódmej
klasy znaleźli sobie miejsce na drzemkę.
Przy małym stoliku pod oknem
siedział jasnowłosy chłopak, którego Ginny szybko rozpoznała. Spotkali się raz
w sklepie jej braci. Cóż, może nie powinna nazywać tego spotkaniem. Ślizgon
ostrzegł ją przed kimś, tyle że dziś już wiedziała, kim ów chłopak jest.
Blondyn podniósł powoli wzrok i ich
oczy się spotkały. Nie, nie on na nią patrzył, to wywnioskowała dość szybko.
Przecież musiałby obserwować ją od dłuższego czasu, a nie wtedy, kiedy ona na
niego spojrzała!
Ginny szybko opuściła głowę i po raz kolejny
przeczytała ten sam akapit. Z westchnieniem odłożyła księgę i przymknęła oczy.
Nazwisko blondyna ze Slytherinu
kilka razy obiło jej się o uszy, jednak wcześniej nie zwracała na niego
większej uwagi. Przypominał jej kogoś, jednak dopiero gdy usłyszała, jak się
nazywa, przed oczami zobaczyła tę twarz. Chłopak miał na imię Draco, a jego
ojcem był nie kto inny jak Lucjusz Malfoy. Mężczyzna, dzięki któremu poznała
Toma.
Przypominała sobie powoli, że
Harry darł koty z młodym Malfoyem. Ginny starała się być ponad to i nigdy nie
przywiązywała do tego zbytniej wagi. Jak się okazało, powinna choć trochę tym
się zainteresować. Przynajmniej miałaby jak-takie pojęcie o osobie, która
ostrzega ją przed zagrożeniem.
Oddychała powoli i miarowo.
Czuła, jak jej ręce i nogi stają się lekkie. W piątek po południu powinna
cieszyć się piękną pogodą, a nie zasypiać w bibliotece. Przestała zwracać uwagę
na chłopaka, choć przyszło jej to z wielkim trudem.
- Wiedziałam, że cię tu znajdę –
usłyszała nad sobą donośny głos Charlotte.
Ginny podniosła się,
przestraszona.
Pani Pince syknęła, a Krukoni i
Puchoni zachichotali. Ślizgoni obrzucili Black niezbyt przyjemnym spojrzeniem.
Charlotte niewiele tym się przejęła i zajęła miejsce obok Ginny. Panna Weasley
rozejrzała się po sali – blondyna ze Slytherinu już nie było. Na jego miejscu
siedziała drobna blondynka z pierwszej klasy.
- Char, bądź ciszej – Ginny
upomniała przyjaciółkę, zakrywając tytuł księgi notatkami z lekcji.
Black wydęła usta i spojrzała na
nią groźnie.
- Ginny, co się z tobą dzieje? –
zapytała, pochylając się w jej stronę. – Kiedyś omijałaś bibliotekę szerokim
łukiem, a teraz co? Nie nadążam za tobą.
Ginny westchnęła i zajęła się
porządkowaniem notatek, oczywiście w taki sposób, by przyjaciółka za nic nie
mogła zobaczyć, jaką księgę dziewczyna obecnie czyta.
- Po prostu wolę zacząć się
uczyć teraz, a nie na ostatnią chwilę – skłamała gładko, nie patrząc w stronę
Char.
- Kręcisz – stwierdziła na to
panna Black. Zawsze była bezpośrednia i szczera. Czasem nawet za bardzo.
Ginny skrzywiła się.
- Wcale nie – odparła.
Charlotte uniosła brwi. Powoli
wstała i odsunęła się od stolika.
- Okej, jak nie chcesz mówić,
nie ma sprawy. Tylko mogłabyś nie kłamać – powiedziała brunetka i odeszła.
- Charlotte! – zawołała Ginny,
ale przyjaciółka nie odwróciła się. Zamiast tego panna Weasley została
obdarowana nienawistnym spojrzeniem przez panią Pince.
Nie chciała okłamywać
przyjaciółki, ale nie miała wyjścia. Charlotte była osobą, która pomogła jej
wyjść z dołka po przygodzie z Komnatą Tajemnic. Nie oceniała jej, po prostu
była obok. Od tamtego czasu się zaprzyjaźniły. Dlatego tym bardziej Ginny była
na siebie zła. Jak miała usprawiedliwić swoje krętactwa? Gdyby Charlotte
dowiedziała się o jej planach, stanęłaby na rzęsach, żeby tylko ją od tego
odwieść!
Dziewczyna wepchnęła byle jak
notatki do torby i wstała. Musiała przestać myśleć o Charlotte. Potem wymyśli
sposób, jak ją udobruchać.
Wzięła do ręki ciężką księgę i
zagłębiła się w labiryncie regałów, szukając właściwego miejsca na półce.
Przecież pamiętała dobrze, skąd ją wzięła! Po kilkuminutowych poszukiwaniach, z
ulgą odłożyła wolumin.
Już wychodziła z biblioteki,
kiedy usłyszała znajomy głos. I zaraz potem dziewczęcy śmiech. Cofnęła się i
ukryła. Wyjrzała zza regału i ujrzała Deana, który zabawiał rozmową Lavender
Brown. Widocznie doskonale czuli się we własnym towarzystwie. Dean bez
skrępowania odgarnął włosy z twarzy Gryfonki, a ta położyła mu rękę na udzie.
Ginny zagryzła wargę i zrobiła krok w tył.
W gardle zaczęła dławić ją gula.
Pod powiekami zapiekły łzy. Poczuła się odrzucona. Znów jej się nie udało. Znów
się zawiodła. Znów miała ochotę zniknąć.
Wyszła z biblioteki innym
wyjściem. Dobrze wiedziała, dokąd niosą ją nogi. Na szczęście korytarze były
opustoszałe, więc nikt nie widział jej łez. Na drugim piętrze zatrzymała się,
by wyjrzeć przez okno, które wychodziło wprost na błonia. Uczniowie cieszyli
się ostatnimi promieniami słońca i spędzali czas na zewnątrz. Rozpoznała
sylwetki Harry’ego, Rona i Hermiony. Charlotte rozmawiała z dziewczętami z ich
dormitorium.
Szybko otrząsnęła się z
zamyślenia, kiedy usłyszała czyjeś kroki. Przyspieszyła i zeszła schodami na
pierwsze piętro. Łazienka Jęczącej Marty znajdowała się na końcu korytarza. Na
szczęście i tu było pusto.
Stanęła w progu i siłą
powstrzymała się, by nie zawrócić. Naprzeciwko w umywalce wciąż ziała wielka
dziura. Ginny nie wiedziała dlaczego, ale czuła, że musi znów znaleźć się w
Komnacie Tajemnic.
Usłyszała zawodzenie Marty i
szybko wlazła do dziury. Spojrzała w górę i wzięła głęboki oddech. Powoli
schodziła na dół. Nagle straciła równowagę, a serce zaczęło jej szybko bić. Zaczęła
spadać. Robiło się coraz ciemniej i ciaśniej, nie mogła się zatrzymać. W końcu
uderzyła plecami o podłoże. Zaparło jej dech w piersiach. Przez kilka sekund
nie mogła się podnieść. Bała się tego, co było dalej. Podniosła się ostrożnie
na łokciach. Omiotła wzrokiem pomieszczenie. Przed sobą miała szeroki korytarz,
który prowadził do Komnaty. Wzięła głęboki wdech i powoli wstała. Zrobiła krok
w tamtą stronę, ale zaraz się cofnęła.
Nie, jeszcze nie była na to
gotowa. Złość na Deana nie powinna być powodem, dla którego się tam zjawi. Poza
tym, zwyczajnie się bała i dobrze wiedziała, że tchórzy.
Podniosła torbę i wygładziła
włosy. Zaczęła wspinać się po ścianie. Wyjście z tego tunelu było na razie
małym punkcikiem. Im wyżej się znajdowała, tym bardziej bolały ją ręce. Torba
zaczęła ciążyć, na czoło wstąpiły krople potu. Dłonie zaczęły drżeć. Nie
zdawała sobie sprawy, że jest tak nisko.
Ale wtedy spojrzała w górę i
oceniła odległość. Nie była aż tak daleko, jak myślała. Miała wrażenie, że
znajduje się tu całą wieczność. Straciła poczucie czasu.
Ciężko oddychając wygramoliła
się na zewnątrz. Serce waliło jej jak młotem, włosy były mokre od potu, szata
cała w kurzu. Ręce miała poranione od nierównej powierzchni ściany. Drżała.
Położyła się na chłodnej posadzce i opanowała łzy. Nie wiedziała, jak długo tam
leży. Wiedziała, że musi się podnieść i doprowadzić do porządku.
Ta porażka, złość Charlotte, oszustwo
Deana… To było za wiele. A przecież dopiero co zaczął się rok szkolny! Skoro
tak wyglądał pierwszy tydzień, bała się pomyśleć, co będzie dalej.
Wstała i wtedy poczuła
przejmujący chłód. Odwróciła się. Jęcząca Marta unosiła się kilka metrów od
niej. Zachichotała.
- A co ty tu robisz? – zapytała
zjawa, przechylając głowę.
Ginny podeszła do umywalki. Gdy
spojrzała w lustro i stwierdziła, że wygląda okropnie.
- Nie twoja sprawa – burknęła w
odpowiedzi. Odkręciła wodę i delikatnie umyła ręce. Twarz miała całą w kurzu.
- Och, czyżby? A gdyby ktoś się
dowiedział, że tu byłaś? Znowu?
- I nadal: to nie twoja sprawa –
podniosła głos. Marta jęknęła.
Ginny powoli doprowadzała się do
porządku. Wyciągnęła z torby grzebień i zaczęła czesać splątane włosy.
- Jesteś dużo ładniejsza, niż
ostatnio – stwierdziła Marta. Gryfonka nawet nie spojrzała w jej kierunku.
Postanowiła nie zwracać na nią uwagi, ale głos ducha wbijał się w jej czaszkę. Ostatnio. – Wiele oddałabym, by być na
twoim miejscu. Ale nie jestem. A wiesz dlaczego? Bo nie żyjęęę…
Ginny prychnęła. Usłyszała plusk
wody w toalecie i poczuła, że musi jak najszybciej stamtąd wyjść. Nie miała
współczucia dla Marty. Nie potrafiła tego z siebie wykrzesać. Poza tym, Marta
na pewno nie chciałaby znaleźć się na jej miejscu. Co to, to nie.
Wyszła na korytarz i natychmiast
poczuła na sobie czyjś wzrok. Rozejrzała się. Nie zauważyła nikogo, ale zdążyła
odnotować, że na zewnątrz jest już ciemno. Jak ona wytłumaczy się Charlotte?
Nie, najpierw będzie musiała ją przeprosić. Co zrobi, gdy natknie się na Deana?
Albo Lavender? Przypominała bombę, gotową do wybuchu i obawiała się, że gdy
tylko stanie oko w oko z Thomasem lub Brown, po prostu się rozklei.
A przecież tak bardzo chciała
sprawiać wrażenie silnej.
Zaczęła iść szybkim krokiem,
kiedy usłyszała za sobą cichy śmiech. Błyskawicznie odwróciła się i wyciągnęła
różdżkę.
Jasnowłosy chłopak ze Slytherinu
uniósł ręce w obronnym geście. Zjawił się znikąd, nie widziała go wcześniej na
korytarzu. Jak to zrobił?
- Śledzisz mnie? – wydusiła z
siebie po chwili.
Malfoy uśmiechnął się kącikiem
ust i zrobił krok w jej stronę. Ginny natychmiast się cofnęła.
- Nie, skąd – odparł. – Ale
powinnaś bardziej uważać, mówiłem ci.
Zatrzymał się, widząc
roztrzęsioną Gryfonkę.
- Na co? Na co mam uważać? –
zapytała zdenerwowana. Wciąż trzymała uniesioną różdżkę.
- Najpierw opuść różdżkę –
polecił jej Ślizgon. Ginny nie posłuchała. Chłopak wzruszył ramionami. Skoro
tak… Wytrzyj szatę. Jest cała w kurzu.
Gryfonka spojrzała w dół.
Faktycznie, chłopak miał rację. Wyszeptała zaklęcie, a jej odzienie stało się
czyste.
- Co ty tu w ogóle robisz? –
zapytał.
- Nie twoja sprawa, Draco –
rzuciła, pozornie lekkim tonem.
Zauważyła cień przebiegający
przez jego twarz. Poczuła się pewniej. Chłopak na pewno nie spodziewał się, że
zna jego imię.
- Daj mi spokój. – Powiedziała
pewnym głosem. Nie miała ochoty zajmować się jeszcze prześladującym ją
Ślizgonem. - Powtórzę to jeszcze raz, jeśli nie dosłyszałeś – zostaw mnie w
spokoju!
Jej głos dźwięczał w powietrzu,
kiedy odwróciła się na pięcie i odeszła. Zaskoczyła ja ta nagła pewność siebie.
Zdążyła odnotować zaskoczenie na twarzy chłopaka.
Pomyślała o Tomie. On też musiał
iść kiedyś tym korytarzem…
Oj, przepraszam za spóźnienie. Znów obsuwa.
Ciężko mi się pisało ten rozdział. Chyba złapałam jakąś blokadę.
Następny rozdział pojawi się 27 X 2013 roku.
KOCHAM CIĘ! CAŁUJE PO NOGACH!
OdpowiedzUsuńWreszcie wspaniały, działający blog o Ginny i Draco. Obserwuje, zdecydowanie. Wyleczyłaś mi ten ucisk serca z tęsknoty za nimi <3
Pozdrawiam!
Ojejuśku, dziękuję :D Nie spodziewałam się tak wcześnie takich wyznań, ale spoko :D Blog na pewno będzie działał :D
UsuńCałuski, A.
Jejku! Nawet nie wiesz jak się cieszę, że piszesz ten blog. Choć opowiadań o Draco i Ginny jest coraz więcej, to nigdy ich nie za wiele, prawda?
OdpowiedzUsuńMasz bardzo ciekawy pomysł co do tego, że główni bohaterzy prawie w ogóle się nie znają. I chyba troszkę ich zmieniłaś, bo Draco nie rzucający wyzwisk w Weasleya? No widać, że jak napisałaś w informacjach kanonu się nie trzymasz, ba kanon to Ty porzuciłaś! Ale czy inaczej to gorzej? Wcale nie!
Blokada mówisz? Skąd ja to znam, sama ją mam. I co ciekawe od rozpoczęcia roku szkolnego. Teraz tylko czekać do 27 :).
Pozdrawiam!
dealer-marzeń.blogspot.com
Tak samo było z Dramione :D Ale cieszę się, że tak uważasz :)
UsuńNormalnie nawet nie wiesz, jakiego banana miałam na twarzy, kiedy przeczytałam Twój komentarz. Bo, szczerze mówiąc, bałam się trochę, że czytelnikom nie spodoba się fakt, iż całkowicie odbiegam od kanonu :)
Oj, od rozpoczęcia trochę minęło, już się wkręciłam w te szkolne życie :D I nawet treningi trzy razy w tygodniu mi nie przeszkadzają :D
Całuski, A.
Nic się nie stało, bardzo ucieszyłam się widząc nową notkę i kamień spadł mi z serca :) Jej.. co się dzieje z Ginny... czyżby tęsknota za bliskim kontaktem z Tomem aż tak została u niej zakorzeniona? Nie mogę się doczekać dalszego rozwoju akcji, pozdr!
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Ci się spodobało :*
UsuńCałuski, A.