poniedziałek, 16 września 2013

Rozdział 3

Nigdy nie lubił swojego domu. Jego ojciec, Lucjusz Malfoy, kupił mały dworek jeszcze zanim Draco się urodził i czuł się w nim panem i władcą. Nawet mimo tego, że ojciec ochrzaniał go na każdym kroku. Przecież był Malfoyem i miał czwórkę skrzatów domowych, które tylko czekały, aż wyda im jakieś polecenie.
Do czasu.
Od kilku tygodni dom Malfoyów był siedzibą Voldemorta. Draco nie zdziwił się, że Czarny Pan wybrał akurat ich dwór na swoją kryjówkę. Surowe i przestronne wnętrza, portrety rodziny Malfoy i Black, unosząca się w powietrzu tajemnica – to wszystko sprawiało, że każdy czuł się tu jak w muzeum. Od marmurowej posadzki bił chłód, a kroki Dracona słychać było na drugim końcu korytarza. Nienawidził tego echa. Nigdy nie czuł się tu jak w domu. A teraz to już w szczególności – mieszkanie z Czarnym Panem nie należało do rzeczy najprzyjemniejszych. A Nagini była dosłownie wszędzie. Czasem widział tylko jej ogon znikający w którymś z pokoi, dlatego pamiętał, by swój szczelnie zamykać.
Draco z utęsknieniem czekał na nowy rok szkolny. Może i mury Hogwartu przypominały trochę jego dom, ale w szkole czuł rodzinne ciepło, którego nie dostał od rodziców. Oczywiście matka kochała go bardzo mocno, ale nie okazywała tego zbyt często. A i w szkole nie pokazywał tego, jak bardzo czuje się przywiązany do Hogwartu.
Lecz to oczekiwanie szybko zmieniło się w przerażenie. Dostał zadanie od Czarnego Pana. Niewykonalne zadanie. Dreszcze przechodziły go za każdym razem, kiedy pomyślał o tym, że mógłby zabić najpotężniejszego czarodzieja. Niby jak on, szesnastoletni gówniarz, miałby to zrobić? Ale nie miał śmiałości odmówić, przecież właśnie z tego powodu, ku uciesze ojca, Draco zasilił szeregi Śmierciożerców. Chłopak co dzień błagał los, by nikt z jego rówieśników i kolegów ze szkoły nie dowiedział się o tym fakcie.
Ale oprócz z góry skazanej na porażkę misji, jego głowę zaprzątała jeszcze jedna sprawa. Dziewczyna, którą spotkał na Pokątnej, w sklepie Freda i Georga Weasley’ów. Niska, ruda, piegowata, w znoszonych ubraniach. Zdrajczyni krwi, Ginny Weasley. Czy zwróciłby na nią większą uwagę, gdyby nie wyraźne polecenie ojca? Pewnie nie. Ach, no i Zabini w zeszłym roku napomknął, że siostra Rona Weasleya jest „ładna”. Ale to wszystko. Oprócz tego była jedną z wielu.
Miał jej pilnować. Nie wiedział, co to dokładnie oznacza, ale to nakazał mu ojciec. A Draco szanował Lucjusza i nigdy mu nie odmówiał. Chociaż nie miał ochoty na pilnowanie młodej Weasley, musiał to robić. Całe szczęście, dziewczyna nie poznała go i modlił się, by tak zostało przez dłuższy czas. Tak było mu wygodniej.

Ginny znów czuła radość.
Pierwszy września, peron dziewięć i trzy czwarte, ekspres Londyn-Hogwart. Znajome twarze, czarodzieje, koty, sowy i szczury. Płacz matek, śmiech uczniów, radość po dwumiesięcznej przerwie.
Nie widziała się jeszcze z Char. Rozglądała się za przyjaciółką, ale na peronie było tyle ludzi, że z trudem odróżniała poszczególne twarze. Czasem ktoś do niej się uśmiechnął, pomachał, a ona odpowiadała tym samym. Z wieloma osobami nie znała się zbyt dobrze, ale cieszyła się, że widzi znajomych ze szkoły. Zawsze lepsze to niż wiecznie nadęta Hermiona.
Kiedy Molly porwała ją w objęcia i pouczała, Ron wniósł jej bagaż do pociągu. Ginny odwzajemniła uścisk i powtórzyła słowa, które powtarzała od lat.
- Nie martw się, mamo, wszystko będzie dobrze.
- Pamiętaj, uważaj na siebie, ucz się pilnie i miej oko na Rona – wyliczała matka, a dziewczyna zachichotała cicho. Pocałowała mamę w policzek i wskoczyła do ekspresu, ignorując znane słowa Molly.
Jej matka co roku powtarzała to samo, a Ginny co roku to samo odpowiadała. Nawet już nie wiedziała, czy to z przyzwyczajenia. Ta krótka wymiana zdań stanowiła już swoisty rytuał między mamą a córką.
Stojąc na stopniu, obejrzała się za siebie. Mama wrzeszczała na Rona, machając rękoma. Chłopak wystawiał głowę z okna przedziału i szczerzył się do ojca, zupełnie nie zwracając uwagi na Molly. Ginny uśmiechnęła się leciutko i weszła do pociągu. Mijała znane sobie twarze, wszyscy zdawali cieszyć się, że ją widzą.
Zobaczyła Deana. Serce zakołatało jej w piersi. Chłopak obdarzył ją szerokim uśmiechem i zaczął iść w jej kierunku. Ginny zaczęły pocić się dłonie. Co miała robić? Gdzie trzymać ręce? Odgarnęła włosy z twarzy i zarumieniła się.
- Ginny! – ktoś wrzasnął głośno do ucha jej imię. – Ale się za tobą stęskniłam!
Char porwała ją w ramiona, mocno wyściskała i wycałowała. Obie śmiały się głośno i przekrzykiwały nawzajem.
- Proszę zająć miejsca w przedziałach! – Hermiona Granger rozganiała tłum, który zgromadził się w korytarzu. – Zaraz pociąg ruszy! – I wszyscy, mrucząc przekleństwa w stronę pani prefekt, rozeszli.
Ginny wpadła do pierwszego lepszego przedziału. Na szczęście był pusty. Charlotte przytaszczyła swoje bagaże i starała się wepchnąć je na górę. Zanim Ginny zdążyła pomyśleć o swoich, już Dean wnosił je do środka. Zlekceważyła mrugnięcie Char i posłała mu uśmiech.
- Dziękuję – wymamrotała, patrząc na swoje ręce.
Pociąg ruszył.
Charlotte chrząknęła.
- Muszę iść do toalety, zaraz wrócę. – I znów mrugnęła do Ginny.
Dean usiadł, a ona, po chwili wahania zajęła miejsce obok niego. Bez pardonu wziął ją za rękę. Czuła, że drży lekko. Starała się to ignorować, ale niełatwo jej to przychodziło. Dean używał naprawdę ładnych perfum. Naprawdę ładnych. A kiedy podniosła na niego wzrok i napotkała jego czekoladowe oczy, zupełnie zapomniała języka w gębie.
W ten sposób reagowała tylko na Harry’ego. Czyżby wyleczyła się już z uczucia do Wybrańca?
- Jak ci minęły wakacje? – zapytał cicho, wyraźnie rozbawiony. Ginny potrząsnęła głową.
Zadał jej takie zwykłe pytanie. A mimo to nie wiedziała, co odpowiedzieć.
- Ja… Były w porządku. A twoje?
- Takie sobie. Szkoda, że nie mogliśmy się spotkać – dodał po chwili.
Ginny zdała sobie sprawę, że od bardzo dawna nikt nie powiedział jej czegoś tak miłego. Oprócz Char. Przyjaciółka non stop prawiła komplementy, jakby wiedziała, że Ginny bardzo ich potrzebuje. 
Starała się ukryć uśmiech, ale nie bardzo jej to wychodziło.
- Czemu się śmiejesz? – zapytał Dean, marszcząc brwi. Powoli splótł swoje palce z jej palcami, jakby bał się, że mu ucieknie.
- Po prostu cieszę się, że cię widzę.
Dean nachylił się w jej kierunku. Serce waliło jej jak młotem i miała nadzieję, że on tego nie słyszy. Drżała. To było ich pierwsze spotkanie po wakacjach, a wcześniej nie byli przecież aż tak blisko. Nie była pewna, czy chce tak bardzo to wszystko przyśpieszać.
Na szczęście do przedziału wpadła Charlotte i zaczęła nawijać jak nakręcona. Nie zauważyła, że w czymś im przeszkodziła, była zbyt zajęta opowiadaniem, czego dowiedziała się w czasie tego krótkiego spaceru po korytarzu. Taka właśnie była Char – zwariowana i wesoła, zupełnie nie przejmowała się reakcją innych ludzi.
Ginny była jej naprawdę wdzięczna. Naprawdę nie była pewna, czy chce, żeby sprawy z Deanem przybrały taki obrót. Owszem, czuła coś do niego, ale jeszcze nie potrafiła się dokładnie określić. A już tym bardziej się deklarować. A Dean chyba tego właśnie oczekiwał.
Nawet nie odnotowała tego momentu, kiedy jej powieki opadły, a głowa spoczęła na ramieniu Deana. Poczuła się bezpiecznie. I dobrze. Miarowy stukot kół pociągu i kołysanie wagonu utuliły ją do snu. A może to perfumy Thomasa tak na nią działały?

Wielka Sala olśniewała.
Nie, to za mało. Wywoływała uczucia, których do końca życia się nie zapomina. Które chce się pamiętać, ale tak ciężko sobie przypomnieć. Dopiero kiedy przekracza się jej próg, wszystko wraca ze zdwojoną siłą. I za każdym razem efekt zapiera dech w piersiach.
Cztery wielkie stoły dla uczniów czterech Domów. Jeden ustawiony w poprzek dla nauczycieli. Bogato zdobiona mównica dla dyrektora. Sufit, który teraz przedstawiał bezchmurną noc. Księżyc spoglądał z wysokości na uczniów. Wokół unosiły się świecie. Ginny westchnęła.
Zaczęła rozglądać się po Sali. Nie widziała Harry’ego od momentu, w którym zamieniła z nim kilka słów na korytarzu. Potem zniknął i nawet Hermiona z Ronem nie wiedzieli, co się z nim dzieje. Inni uczniowie też chyba zauważyli brak Wybrańca, bo zaczęli rozglądać się wokół i szeptać, wskazując na parę prefektów z Gryffindoru.
Miejsce Snape’a również było puste.
Kiedy Ceremonia Przydziału dobiegła końca, a Albus Dumbledore zbliżał się do mównicy, drzwi Wielkiej Sali otworzyły się z hukiem. Pierwszy wszedł Harry, ze spuszczoną głową. Nie miał na sobie szkolnej szaty, co wzbudziło powszechne zainteresowanie wśród uczniów. Jego szaroniebieska bluza była poplamiona krwią. Kiedy Harry podniósł wzrok, Ginny zobaczyła na jego twarzy zaschniętą krew. Zagryzła wargę, kiedy usiadł koło niej.
Druga weszła Luna. Pogodnym krokiem pokonała drogę do stołu Krukonów. Większość uczniów nawet nie odnotowała jej nieobecności.
A na samym końcu, z uniesioną wysoko brodą szedł Snape. Rzucił Harry’emu paskudny uśmiech i zajął swoje miejsce przy stole profesorów. Jego czarna szata sprawiała, że nauczyciel wyglądał jak nietoperz.
Podczas przemówienia dyrektora, Ginny delikatnie wycierała z twarzy Harry’ego zaschniętą krew. Nie patrzyła mu w oczy. Czuła na plecach wzrok palący Deana. Kiedy skończyła, Potter szepnął ciche „Dziękuję”, ale ona patrzyła na swoje dłonie.
- Moi mili! Pan Filch wprowadził bezwzględny zakaz używania i przechowywania rzeczy ze sklepu Magiczne Dowcipy Weasleyów. – Tu Dumbledore mrugnął do uczniów, a kilka osób zachichotało. – Powitajmy również mojego drogiego przyjaciela, Horacego Slughorna, który zgodził się uczyć w tym roku eliksirów. – Odwrócił się w stronę grubego starca o miłej twarzy i skinął mu głową. Rozległy się brawa, ale zaraz ustały. Bo skoro Slughorn będzie prowadził zajęcia z eliksirów, to kto…? – Profesor Snape, którego wielu z was dobrze zna, będzie uczył obrony przed czarną magią. 
Ślizgoni zaczęli gromko klaskać, a Krukoni, Puchoni i Gryfoni wydali z siebie żałosne westchnienie. Każdy z nich miał dziwny grymas na twarzy. Powszechnie było wiadomo, że Snape nie należy do tych sympatycznych osób.
Dumbledore uciszył ich gestem ręki. I wtedy każdy skupił się na czymś innym. Otóż dłoń dyrektora była… czarna. Jakby spalona. Uczniowie zaczęli szeptać między sobą, a profesor zakrył rękę szatą.
- Teraz, każdy w tej Sali już wie, że Lord Voldemort i jego zwolennicy ponownie zyskali na sile. - Cisza zdawała się nasilać, podczas gdy Dumbledore przemawiał. Harry zerknął na Malfoya. Malfoy nie patrzył na Dumbledore’a, lecz unosił łyżkę do góry za pomocą różdżki, tak, jakby dyrektor nie mówił niczego interesującego ani godnego uwagi. - Nie potrafię podkreślić, jak bardzo ważna jest obecna sytuacja i jak bardzo istotne jest zapewnienie wam bezpieczeństwa. Magiczna ochrona zamku została wzmocniona podczas tego lata, jesteśmy chronieni ze wszystkich możliwych stron, jednak nadal musimy się mieć na baczności i sprzeciwiać się beztrosce uczniów bądź członków grona pedagogicznego. Dlatego nalegam, by przestrzegać wszystkich ograniczeń bezpieczeństwa narzuconych przez regulamin, zwłaszcza przebywania poza dormitorium w godzinach, w których musicie w nim być. Proszę was więc…, jeżeli zauważycie coś podejrzanego na terenie Hogwartu, natychmiast zgłosicie to komuś z profesorów bądź mnie osobiście. Ufam, że będziecie odnosić się z szacunkiem do bezpieczeństwa własnego jak i bliźniego.*
Teraz już szepty zdawały się zagłuszać Dumbledore’a. W sercu każdego ucznia Hogwartu rósł niepokój. Przecież to niemożliwe! Ale skoro mówi o tym ktoś taki jak dyrektor… Więc może to jednak prawda?
- Życzę wszystkim smacznego! – zakończył swoje przemówienie Dumbledore jak gdyby nigdy nic.
Przed uczniami wylądowały potrawy. Ginny była tak przejęta, że nawet nie czuła głodu. W jej głowie powoli rosła nowa myśl.
Po zakończonej uczcie, kiedy Hermiona podała hasło do pokoju wspólnego, udała się na pierwsze piętro. Na szczęście nikt nie kręcił się po korytarzach, więc była całkiem sama. I znów to ją uderzyło. Sama.
Cudem opanowała łzy i skierowała swojego kroki do Łazienki Jęczącej Marty. Miała dzisiaj wyjątkowe szczęście – nie zastała ducha.
Łazienka nic się nie zmieniła. Nic. Jakby Ginny znów miała jedenaście lat i była pod urokiem Toma Riddle’a.
Ginny stanęła przed rozwaloną umywalką. Nikt nie zadał sobie trudu, by ją naprawić. Minęły cztery lata, a ona znów znalazła się w tym samym miejscu. Dobrze wiedziała, jak dostać się do Komnaty Tajemnic. Teraz było już tam bezpiecznie. Więc czemu nie spróbować?
Zrobiła krok w stronę umywalki i zamarła. Co ona wyprawia? Naprawdę mogła zachować się tak głupio i nieodpowiedzialnie? Cofnęła się szybko i odwróciła się. Puściła się biegiem, byle dalej od tego miejsca. Serce waliło jej jak młotem.
Jednak coś ją tam ciągnęło. Do wspomnień. Do Toma. W swoim  sercu czuła nadzieję. Może uda jej się jeszcze raz porozmawiać z Tomem? Choćby przez minutę. Znów chciała się poczuć dla kogoś ważna.
Wchodząc do pokoju wspólnego Gryfonów, już wiedziała.
Wróci do Łazienki Jęczącej Marty.

* frag. „Harry Potter i Książę Półkrwi” J. K. Rowling


Powiem Wam szczerze, że jestem nawet zadowolona z rozdziału. Myślałam, że będzie mi się go gorzej pisało, ale wyszło całkiem w porządku.
Zaczęłam naukę w liceum, więc nie bardzo jeszcze potrafię się określić, jak często będę dodawać rozdziały. Plan jest taki, że co dwa tygodnie. Zobaczymy jak to wyjdzie w praktyce. Trochę nauki jest, nauczyciele cisną jak cholera, ale wytrwam : )
Szablon zmienię na dniach. Kombinuję z CSS i całkiem dobrze mi to idzie. Efekty będzie widać niedługo. Chyba dodam zakładkę z szablonami, bo ten obecny podoba mi się jak cholera.
Jakieś pytania? ASK.FM!
A co u Was? Jak szkoła?
Całuski,
A.


3 komentarze:

  1. Bardzo się cieszę z nowego rozdziału! Widzę, że bardzo skomplikowałaś sytuację Dracona. Nie dość, że mieszka w obskurnym dworze, to jeszcze wprowadził się do niego sam Voldemort. I jak tu się czuć normalnie, kiedy na każdym kroku natykasz się na wielkiego węża? Masakra, na miejscu Draco chyba bym się wyprowadziła xD No, i dostał zadanie - ma zabić Albusa. Jestem ciekawa, czy u ciebie jednak je wykona?
    I zaczął się nowy rok. Widzę, że Dean już się nie patyczkuje i próbuje zdobyć Ginny. Ja tak właściwie się zastanawiam, czemu ona nie spróbuje, skoro wie że i tak Potter jest nieosiągalny. I skąd ta krew na ubraniach Harry'ego? Chyba muszę doczytać.
    Końcówka była równie dobra co sam początek - to zawahanie Ginny, czy aby na pewno nie spróbować znów pojawić się w Komnacie Tajemnic. Zastanawiam się, dlaczego wciąż pragnie Toma, skoro wie, że Tom zginął już tak dawno temu. Jestem ciekawa jak to potoczysz, dlatego czekam na kolejny rozdział! :)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Całkiem fajny ten rozdział. Zaczęłaś od Malfoya, dość dobrze ukazując jego odczucia odnośnie zamieszkania Volda w jego domu oraz misji. Ogólnie jest w nieciekawym położeniu, i w sumie nawet czasem było mi go szkoda mimo jego licznych wad. Nie miał chłopak łatwej młodości, tak wcześnie zmuszony do służby złemu czarodziejowi. Zastanawia mnie też, czemu ma obserwować Ginny.
    Perspektywa Ginny też fajnie wyszła. Całkiem dobrze opisujesz te postać. Zarówno rozstanie z matką, jak i opis podróży do szkoły wyszły dobrze, choć widzę, że pominęłaś etap pobytu w przedziale Slughorna. Ale uczyniłaś wstęp do przyszłego związku z Deanem.
    Uczta całkiem okej. Chyba w każdym fiku pojawia się opis podróży do szkoły oraz uczty powitalnej, ale w sumie to dość istotny moment, jeśli chodzi o wątek Hogwartu, i dziwnie go wycinać. To myślenie o Tomie też w jakiś dziwny sposób pasuje mi do Ginny. Nie sądzę, by łatwo jej było o tym zapomnieć, skoro tak bardzo zżyła się emocjonalnie z dziennikiem i swoim niewidzialnym przyjacielem.
    [grant-w-hogwarcie]

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam ;D
    Nie zazdroszczę Draconowi gościa w domu. Jeszcze ta misja i szpiegowane Ginny. Oj chłopak nie ma łatwo.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy