Nigdy nie lubił swojego domu.
Jego ojciec, Lucjusz Malfoy, kupił mały dworek jeszcze zanim Draco się urodził
i czuł się w nim panem i władcą. Nawet mimo tego, że ojciec ochrzaniał go na
każdym kroku. Przecież był Malfoyem i miał czwórkę skrzatów domowych, które
tylko czekały, aż wyda im jakieś polecenie.
Do czasu.
Od kilku tygodni dom Malfoyów
był siedzibą Voldemorta. Draco nie zdziwił się, że Czarny Pan wybrał akurat ich
dwór na swoją kryjówkę. Surowe i przestronne wnętrza, portrety rodziny Malfoy i
Black, unosząca się w powietrzu tajemnica – to wszystko sprawiało, że każdy
czuł się tu jak w muzeum. Od marmurowej posadzki bił chłód, a kroki Dracona
słychać było na drugim końcu korytarza. Nienawidził tego echa. Nigdy nie czuł
się tu jak w domu. A teraz to już w szczególności – mieszkanie z Czarnym Panem
nie należało do rzeczy najprzyjemniejszych. A Nagini była dosłownie wszędzie.
Czasem widział tylko jej ogon znikający w którymś z pokoi, dlatego pamiętał, by
swój szczelnie zamykać.
Draco z utęsknieniem czekał na
nowy rok szkolny. Może i mury Hogwartu przypominały trochę jego dom, ale w
szkole czuł rodzinne ciepło, którego nie dostał od rodziców. Oczywiście matka
kochała go bardzo mocno, ale nie okazywała tego zbyt często. A i w szkole nie
pokazywał tego, jak bardzo czuje się przywiązany do Hogwartu.
Lecz to oczekiwanie szybko
zmieniło się w przerażenie. Dostał zadanie od Czarnego Pana. Niewykonalne
zadanie. Dreszcze przechodziły go za każdym razem, kiedy pomyślał o tym, że mógłby
zabić najpotężniejszego czarodzieja. Niby jak on, szesnastoletni gówniarz,
miałby to zrobić? Ale nie miał śmiałości odmówić, przecież właśnie z tego
powodu, ku uciesze ojca, Draco zasilił szeregi Śmierciożerców. Chłopak co dzień
błagał los, by nikt z jego rówieśników i kolegów ze szkoły nie dowiedział się o
tym fakcie.
Ale oprócz z góry skazanej na
porażkę misji, jego głowę zaprzątała jeszcze jedna sprawa. Dziewczyna, którą
spotkał na Pokątnej, w sklepie Freda i Georga Weasley’ów. Niska, ruda,
piegowata, w znoszonych ubraniach. Zdrajczyni krwi, Ginny Weasley. Czy
zwróciłby na nią większą uwagę, gdyby nie wyraźne polecenie ojca? Pewnie nie.
Ach, no i Zabini w zeszłym roku napomknął, że siostra Rona Weasleya jest
„ładna”. Ale to wszystko. Oprócz tego była jedną z wielu.
Miał jej pilnować. Nie wiedział,
co to dokładnie oznacza, ale to nakazał mu ojciec. A Draco szanował Lucjusza i
nigdy mu nie odmówiał. Chociaż nie miał ochoty na pilnowanie młodej Weasley,
musiał to robić. Całe szczęście, dziewczyna nie poznała go i modlił się, by tak
zostało przez dłuższy czas. Tak było mu wygodniej.
Ginny znów czuła radość.
Pierwszy września, peron
dziewięć i trzy czwarte, ekspres Londyn-Hogwart. Znajome twarze, czarodzieje,
koty, sowy i szczury. Płacz matek, śmiech uczniów, radość po dwumiesięcznej
przerwie.
Nie widziała się jeszcze z Char.
Rozglądała się za przyjaciółką, ale na peronie było tyle ludzi, że z trudem
odróżniała poszczególne twarze. Czasem ktoś do niej się uśmiechnął, pomachał, a
ona odpowiadała tym samym. Z wieloma osobami nie znała się zbyt dobrze, ale
cieszyła się, że widzi znajomych ze szkoły. Zawsze lepsze to niż wiecznie
nadęta Hermiona.
Kiedy Molly porwała ją w objęcia
i pouczała, Ron wniósł jej bagaż do pociągu. Ginny odwzajemniła uścisk i
powtórzyła słowa, które powtarzała od lat.
- Nie martw się, mamo, wszystko
będzie dobrze.
- Pamiętaj, uważaj na siebie,
ucz się pilnie i miej oko na Rona – wyliczała matka, a dziewczyna zachichotała
cicho. Pocałowała mamę w policzek i wskoczyła do ekspresu, ignorując znane
słowa Molly.
Jej matka co roku powtarzała to
samo, a Ginny co roku to samo odpowiadała. Nawet już nie wiedziała, czy to z
przyzwyczajenia. Ta krótka wymiana zdań stanowiła już swoisty rytuał między
mamą a córką.
Stojąc na stopniu, obejrzała się
za siebie. Mama wrzeszczała na Rona, machając rękoma. Chłopak wystawiał głowę z
okna przedziału i szczerzył się do ojca, zupełnie nie zwracając uwagi na Molly.
Ginny uśmiechnęła się leciutko i weszła do pociągu. Mijała znane sobie twarze,
wszyscy zdawali cieszyć się, że ją widzą.
Zobaczyła Deana. Serce
zakołatało jej w piersi. Chłopak obdarzył ją szerokim uśmiechem i zaczął iść w
jej kierunku. Ginny zaczęły pocić się dłonie. Co miała robić? Gdzie trzymać
ręce? Odgarnęła włosy z twarzy i zarumieniła się.
- Ginny! – ktoś wrzasnął głośno
do ucha jej imię. – Ale się za tobą stęskniłam!
Char porwała ją w ramiona, mocno
wyściskała i wycałowała. Obie śmiały się głośno i przekrzykiwały nawzajem.
- Proszę zająć miejsca w
przedziałach! – Hermiona Granger rozganiała tłum, który zgromadził się w
korytarzu. – Zaraz pociąg ruszy! – I wszyscy, mrucząc przekleństwa w stronę
pani prefekt, rozeszli.
Ginny wpadła do pierwszego
lepszego przedziału. Na szczęście był pusty. Charlotte przytaszczyła swoje
bagaże i starała się wepchnąć je na górę. Zanim Ginny zdążyła pomyśleć o
swoich, już Dean wnosił je do środka. Zlekceważyła mrugnięcie Char i posłała mu
uśmiech.
- Dziękuję – wymamrotała,
patrząc na swoje ręce.
Pociąg ruszył.
Charlotte chrząknęła.
- Muszę iść do toalety, zaraz
wrócę. – I znów mrugnęła do Ginny.
Dean usiadł, a ona, po chwili
wahania zajęła miejsce obok niego. Bez pardonu wziął ją za rękę. Czuła, że drży
lekko. Starała się to ignorować, ale niełatwo jej to przychodziło. Dean używał
naprawdę ładnych perfum. Naprawdę ładnych. A kiedy podniosła na niego wzrok i
napotkała jego czekoladowe oczy, zupełnie zapomniała języka w gębie.
W ten sposób reagowała tylko na
Harry’ego. Czyżby wyleczyła się już z uczucia do Wybrańca?
- Jak ci minęły wakacje? –
zapytał cicho, wyraźnie rozbawiony. Ginny potrząsnęła głową.
Zadał jej takie zwykłe pytanie.
A mimo to nie wiedziała, co odpowiedzieć.
- Ja… Były w porządku. A twoje?
- Takie sobie. Szkoda, że nie
mogliśmy się spotkać – dodał po chwili.
Ginny zdała sobie sprawę, że od
bardzo dawna nikt nie powiedział jej czegoś tak miłego. Oprócz Char.
Przyjaciółka non stop prawiła komplementy, jakby wiedziała, że Ginny bardzo ich
potrzebuje.
Starała się ukryć uśmiech, ale
nie bardzo jej to wychodziło.
- Czemu się śmiejesz? – zapytał
Dean, marszcząc brwi. Powoli splótł swoje palce z jej palcami, jakby bał się,
że mu ucieknie.
- Po prostu cieszę się, że cię
widzę.
Dean nachylił się w jej
kierunku. Serce waliło jej jak młotem i miała nadzieję, że on tego nie słyszy.
Drżała. To było ich pierwsze spotkanie po wakacjach, a wcześniej nie byli
przecież aż tak blisko. Nie była pewna, czy chce tak bardzo to wszystko
przyśpieszać.
Na szczęście do przedziału wpadła
Charlotte i zaczęła nawijać jak nakręcona. Nie zauważyła, że w czymś im
przeszkodziła, była zbyt zajęta opowiadaniem, czego dowiedziała się w czasie
tego krótkiego spaceru po korytarzu. Taka właśnie była Char – zwariowana i
wesoła, zupełnie nie przejmowała się reakcją innych ludzi.
Ginny była jej naprawdę
wdzięczna. Naprawdę nie była pewna, czy chce, żeby sprawy z Deanem przybrały
taki obrót. Owszem, czuła coś do niego, ale jeszcze nie potrafiła się dokładnie
określić. A już tym bardziej się deklarować. A Dean chyba tego właśnie
oczekiwał.
Nawet nie odnotowała tego
momentu, kiedy jej powieki opadły, a głowa spoczęła na ramieniu Deana. Poczuła
się bezpiecznie. I dobrze. Miarowy stukot kół pociągu i kołysanie wagonu utuliły
ją do snu. A może to perfumy Thomasa tak na nią działały?
Wielka Sala olśniewała.
Nie, to za mało. Wywoływała
uczucia, których do końca życia się nie zapomina. Które chce się pamiętać, ale
tak ciężko sobie przypomnieć. Dopiero kiedy przekracza się jej próg, wszystko
wraca ze zdwojoną siłą. I za każdym razem efekt zapiera dech w piersiach.
Cztery wielkie stoły dla uczniów
czterech Domów. Jeden ustawiony w poprzek dla nauczycieli. Bogato zdobiona
mównica dla dyrektora. Sufit, który teraz przedstawiał bezchmurną noc. Księżyc
spoglądał z wysokości na uczniów. Wokół unosiły się świecie. Ginny westchnęła.
Zaczęła rozglądać się po Sali.
Nie widziała Harry’ego od momentu, w którym zamieniła z nim kilka słów na
korytarzu. Potem zniknął i nawet Hermiona z Ronem nie wiedzieli, co się z nim
dzieje. Inni uczniowie też chyba zauważyli brak Wybrańca, bo zaczęli rozglądać
się wokół i szeptać, wskazując na parę prefektów z Gryffindoru.
Miejsce Snape’a również było
puste.
Kiedy Ceremonia Przydziału
dobiegła końca, a Albus Dumbledore zbliżał się do mównicy, drzwi Wielkiej Sali
otworzyły się z hukiem. Pierwszy wszedł Harry, ze spuszczoną głową. Nie miał na
sobie szkolnej szaty, co wzbudziło powszechne zainteresowanie wśród uczniów.
Jego szaroniebieska bluza była poplamiona krwią. Kiedy Harry podniósł wzrok, Ginny
zobaczyła na jego twarzy zaschniętą krew. Zagryzła wargę, kiedy usiadł koło
niej.
Druga weszła Luna. Pogodnym
krokiem pokonała drogę do stołu Krukonów. Większość uczniów nawet nie
odnotowała jej nieobecności.
A na samym końcu, z uniesioną
wysoko brodą szedł Snape. Rzucił Harry’emu paskudny uśmiech i zajął swoje
miejsce przy stole profesorów. Jego czarna szata sprawiała, że nauczyciel
wyglądał jak nietoperz.
Podczas przemówienia dyrektora,
Ginny delikatnie wycierała z twarzy Harry’ego zaschniętą krew. Nie patrzyła mu
w oczy. Czuła na plecach wzrok palący Deana. Kiedy skończyła, Potter szepnął
ciche „Dziękuję”, ale ona patrzyła na swoje dłonie.
- Moi mili! Pan Filch wprowadził
bezwzględny zakaz używania i przechowywania rzeczy ze sklepu Magiczne Dowcipy
Weasleyów. – Tu Dumbledore mrugnął do uczniów, a kilka osób zachichotało. –
Powitajmy również mojego drogiego przyjaciela, Horacego Slughorna, który
zgodził się uczyć w tym roku eliksirów. – Odwrócił się w stronę grubego starca
o miłej twarzy i skinął mu głową. Rozległy się brawa, ale zaraz ustały. Bo
skoro Slughorn będzie prowadził zajęcia z eliksirów, to kto…? – Profesor Snape,
którego wielu z was dobrze zna, będzie uczył obrony przed czarną magią.
Ślizgoni zaczęli gromko klaskać,
a Krukoni, Puchoni i Gryfoni wydali z siebie żałosne westchnienie. Każdy z nich
miał dziwny grymas na twarzy. Powszechnie było wiadomo, że Snape nie należy do
tych sympatycznych osób.
Dumbledore uciszył ich gestem
ręki. I wtedy każdy skupił się na czymś innym. Otóż dłoń dyrektora była…
czarna. Jakby spalona. Uczniowie zaczęli szeptać między sobą, a profesor zakrył
rękę szatą.
- Teraz, każdy w tej Sali już
wie, że Lord Voldemort i jego zwolennicy ponownie zyskali na sile. - Cisza
zdawała się nasilać, podczas gdy Dumbledore przemawiał. Harry zerknął na
Malfoya. Malfoy nie patrzył na Dumbledore’a, lecz unosił łyżkę do góry za
pomocą różdżki, tak, jakby dyrektor nie mówił niczego interesującego ani
godnego uwagi. - Nie potrafię podkreślić, jak bardzo ważna jest obecna sytuacja
i jak bardzo istotne jest zapewnienie wam bezpieczeństwa. Magiczna ochrona
zamku została wzmocniona podczas tego lata, jesteśmy chronieni ze wszystkich
możliwych stron, jednak nadal musimy się mieć na baczności i sprzeciwiać się
beztrosce uczniów bądź członków grona pedagogicznego. Dlatego nalegam, by
przestrzegać wszystkich ograniczeń bezpieczeństwa narzuconych przez regulamin,
zwłaszcza przebywania poza dormitorium w godzinach, w których musicie w nim
być. Proszę was więc…, jeżeli zauważycie coś podejrzanego na terenie Hogwartu,
natychmiast zgłosicie to komuś z profesorów bądź mnie osobiście. Ufam, że
będziecie odnosić się z szacunkiem do bezpieczeństwa własnego jak i bliźniego.*
Teraz już szepty zdawały się
zagłuszać Dumbledore’a. W sercu każdego ucznia Hogwartu rósł niepokój. Przecież
to niemożliwe! Ale skoro mówi o tym ktoś taki jak dyrektor… Więc może to jednak
prawda?
- Życzę wszystkim smacznego! –
zakończył swoje przemówienie Dumbledore jak gdyby nigdy nic.
Przed uczniami wylądowały
potrawy. Ginny była tak przejęta, że nawet nie czuła głodu. W jej głowie powoli
rosła nowa myśl.
Po zakończonej uczcie, kiedy
Hermiona podała hasło do pokoju wspólnego, udała się na pierwsze piętro. Na
szczęście nikt nie kręcił się po korytarzach, więc była całkiem sama. I znów to
ją uderzyło. Sama.
Cudem opanowała łzy i skierowała
swojego kroki do Łazienki Jęczącej Marty. Miała dzisiaj wyjątkowe szczęście –
nie zastała ducha.
Łazienka nic się nie zmieniła.
Nic. Jakby Ginny znów miała jedenaście lat i była pod urokiem Toma Riddle’a.
Ginny stanęła przed rozwaloną
umywalką. Nikt nie zadał sobie trudu, by ją naprawić. Minęły cztery lata, a ona
znów znalazła się w tym samym miejscu. Dobrze wiedziała, jak dostać się do
Komnaty Tajemnic. Teraz było już tam bezpiecznie. Więc czemu nie spróbować?
Zrobiła krok w stronę umywalki i
zamarła. Co ona wyprawia? Naprawdę mogła zachować się tak głupio i
nieodpowiedzialnie? Cofnęła się szybko i odwróciła się. Puściła się biegiem,
byle dalej od tego miejsca. Serce waliło jej jak młotem.
Jednak coś ją tam ciągnęło. Do
wspomnień. Do Toma. W swoim sercu czuła
nadzieję. Może uda jej się jeszcze raz porozmawiać z Tomem? Choćby przez
minutę. Znów chciała się poczuć dla kogoś ważna.
Wchodząc do pokoju wspólnego
Gryfonów, już wiedziała.
Wróci do Łazienki Jęczącej
Marty.
* frag. „Harry Potter i Książę
Półkrwi” J. K. Rowling
Powiem Wam szczerze, że jestem nawet zadowolona z rozdziału. Myślałam, że będzie mi się go gorzej pisało, ale wyszło całkiem w porządku.
Zaczęłam naukę w liceum, więc nie bardzo jeszcze potrafię się określić, jak często będę dodawać rozdziały. Plan jest taki, że co dwa tygodnie. Zobaczymy jak to wyjdzie w praktyce. Trochę nauki jest, nauczyciele cisną jak cholera, ale wytrwam : )
Szablon zmienię na dniach. Kombinuję z CSS i całkiem dobrze mi to idzie. Efekty będzie widać niedługo. Chyba dodam zakładkę z szablonami, bo ten obecny podoba mi się jak cholera.
Jakieś pytania? ASK.FM!
A co u Was? Jak szkoła?
Całuski,
A.
Bardzo się cieszę z nowego rozdziału! Widzę, że bardzo skomplikowałaś sytuację Dracona. Nie dość, że mieszka w obskurnym dworze, to jeszcze wprowadził się do niego sam Voldemort. I jak tu się czuć normalnie, kiedy na każdym kroku natykasz się na wielkiego węża? Masakra, na miejscu Draco chyba bym się wyprowadziła xD No, i dostał zadanie - ma zabić Albusa. Jestem ciekawa, czy u ciebie jednak je wykona?
OdpowiedzUsuńI zaczął się nowy rok. Widzę, że Dean już się nie patyczkuje i próbuje zdobyć Ginny. Ja tak właściwie się zastanawiam, czemu ona nie spróbuje, skoro wie że i tak Potter jest nieosiągalny. I skąd ta krew na ubraniach Harry'ego? Chyba muszę doczytać.
Końcówka była równie dobra co sam początek - to zawahanie Ginny, czy aby na pewno nie spróbować znów pojawić się w Komnacie Tajemnic. Zastanawiam się, dlaczego wciąż pragnie Toma, skoro wie, że Tom zginął już tak dawno temu. Jestem ciekawa jak to potoczysz, dlatego czekam na kolejny rozdział! :)
Pozdrawiam :*
Całkiem fajny ten rozdział. Zaczęłaś od Malfoya, dość dobrze ukazując jego odczucia odnośnie zamieszkania Volda w jego domu oraz misji. Ogólnie jest w nieciekawym położeniu, i w sumie nawet czasem było mi go szkoda mimo jego licznych wad. Nie miał chłopak łatwej młodości, tak wcześnie zmuszony do służby złemu czarodziejowi. Zastanawia mnie też, czemu ma obserwować Ginny.
OdpowiedzUsuńPerspektywa Ginny też fajnie wyszła. Całkiem dobrze opisujesz te postać. Zarówno rozstanie z matką, jak i opis podróży do szkoły wyszły dobrze, choć widzę, że pominęłaś etap pobytu w przedziale Slughorna. Ale uczyniłaś wstęp do przyszłego związku z Deanem.
Uczta całkiem okej. Chyba w każdym fiku pojawia się opis podróży do szkoły oraz uczty powitalnej, ale w sumie to dość istotny moment, jeśli chodzi o wątek Hogwartu, i dziwnie go wycinać. To myślenie o Tomie też w jakiś dziwny sposób pasuje mi do Ginny. Nie sądzę, by łatwo jej było o tym zapomnieć, skoro tak bardzo zżyła się emocjonalnie z dziennikiem i swoim niewidzialnym przyjacielem.
[grant-w-hogwarcie]
Witam ;D
OdpowiedzUsuńNie zazdroszczę Draconowi gościa w domu. Jeszcze ta misja i szpiegowane Ginny. Oj chłopak nie ma łatwo.
Pozdrawiam!